sobota, 20 września 2008

Historia, część 1: skąd dziczyzna w moim garażu?

Sarenkę kupiłem wczesną jesienią, ściślej na przełomie września i października, 2001 roku, za 450zł. Pojawiła się na Allegro, z lakonicznym opisem, bez zdjęcia, w Zgierzu. Cena wywoławcza wynosiła 500 pln, wtedy wydawało się to kupą kasy, ale nie dałem się zniechęcić;) Ponieważ nie miałem wtedy auta, a do Zgierza był ładny kawałek - poprosiłem kolegę spod Łodzi, aby w moim imieniu wybrał się do sprzedającego i dokonał zakupu. Nie dał się długo prosić:)

Do mnie Sarenka trafiła w bagażniku jego auta 19 października późnym wieczorem. Ze względu na to, że auto było raczej z tych małych - jakaś stara micra albo coś takiego - siłą rzeczy musiała zostać rozłożona (Sarenka, nie micra;) na części, inaczej nie zmieściłaby się w bagażniku. O, tak to wyglądało po otwarciu klapy:
Następnego dnia rano, na ciężkim kacu, dokonałem pobieżnego montażu całości, celem określenia ogólnego stanu i kompletności. Od razu moją uwagę zwróciło kilka braków, kilka patentów no i generalne "zeszczurzenie" całości. Na pierwszy rzut oka widać było koszmarnie, byle jak, pędzlem pomalowaną ramę i błotniki, przy czym tylny był niechlujnie pospawany, nieoryginalne lampy (od Jawy z przodu, od roweru z tyłu...), brak przedniego podciągu ramy (odkręcanego) i jakąś karkołomną kombinację z napinaczami łańcucha (z jednej strony naciąg od rometa, z drugiej brak jakiegokolwiek). Oczywiście dużo korozji, sporo wgnieceń i innych mechanicznych uszkodzeń. Obejrzałem jeszcze silnik; wał obracał się bez problemu, na świecy była iskra, nawet sprężało toto jako-tako. Niemniej z braku czasu poprzestałem na jako-takim zabezpieczeniu wszystkiego i odstawiłem Sarenkę do przydomowej trupiarni, celem jej "późniejszego" przywrócenia do pełnej świetności. Poniżej jedna ze zrobionych wówczas fotek.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Witam

Dziś z nudów wklepałem z google hasło wsk mr 15 i ujrzałem zdjęcie egzemplarza z nr startowym 380. Coś mnie tknęło i odpaliłem zdjęcia robione za młodu aby zerkąć na to jaki nr miał mój dawny egzemplarz. Patrzę i... też magiczny 380. Wszytsko jasne, to jest sztuka którą sprzedałem jako nastolatek aby kupić sobie nowsze japońskie enduro. To właśnie ja sprzedałem tego rodzynka za 450 zł, czego do dziś nie mogę odżałować.
Dostałem ten motocykl wraz z toną części od przyjaciela rodziny - zawodnika, który za młodu jeździł nim w klubie Boruta Zgierz. Miałem nawet gdzieś papiery przekazania motocykla zawodnikowi po zakończeniu kariery. Szkoda, że nie było mi dane samemu go odrestaurować, ale szczerze mówiąc, nie dał bym samodzielnie rady.
Miło popatrzeć jak odzyskuje drugą młodość ;)
Pozdrawiam i będę śledził postępy!!!

yahoo666 pisze...

Hej.

Muszę przyznać, że powyższy komentarz to najciekawsze wydarzenie w niezbyt długiej i niezbyt burzliwej historii tego bloga. Jeżeli możesz, zostaw proszę jakiś kontakt do siebie:)

pozdrowienia!

Anonimowy pisze...

Witam

No na mnie to znalezisko blogowe też zrobiło olbrzymie wrażenie :)
Zwłaszcza, że trochę czasu upłynęło od chwlili sprzedaży.

W komentarzu napisałem, że motocykl dostałem od przyjaciela rodziny. Dokładnie było to kilka kartonów części, leżących w piwnicy bloku, które jak mnie zapewniono dadzą się złożyć w maszynę, która kiedyś jeździła w rajdach. Moja wiedza techniczna pozwoliła mi przykręcić koła i posegregować złom, ale do kupy złożył Sarenkę znajomy i w moich rękach przejeździła jakiś czas.

Zostało mi z tego okresu kilka zdjęć i wspomnienia, dotyczące pierwszego w życiu motocykla.

Mogę chociaż pochwalić się, że była to WSK MR 15 Sarenka, a nie jakaś Honda czy Yamaha od bogatego ojczulka :)

Poniżej mój mail

martinmarten@wp.pl

Pozdrawiam serdecznie