sobota, 20 września 2008

Historia, część 2: pierwsza (i jak dotąd ostatnia) przejażdżka

 
Czasu było (i nadal jest) mało, więc Sarenka stała sobie przez nikogo nie niepokojona aż do chyba 2003 albo 2004 roku, kiedy to mając wolne letnie popołudnie wywlokłem ją z przechowalni, wyczyściłem gaźnik, sprawdziłem iskrę, i nalałem paliwa. Po kilku kopnięciach zapaliła, chwilę popracowała, dając niestety do zrozumienia, że ma zbyt ubogą mieszankę, co przejawiało się wyraźnym poprawieniem pracy silnika po wciśnięciu zatapiacza pływaka. Ach, ten brak filtra powietrza ;) Niezrażony otworzyłem bramę i pojechałem na przejażdżkę. Biegi odwrotnie niż zwykle, trzeba się mocno pilnować, bo robi się to zupełnie machinalnie, można sobie (i silnikowi) zrobić niechcący krzywdę;) Łańcuch spadł po raz pierwszy po 100 metrach, a potem spadał już co chwila. Przy którymś z kolei jego zakładaniu wkręciłem sobie paluchy między niego a zębatkę i nieco je poharatałem, no ale do domu dotarłem. Wnioski: sprzęgło i skrzynia działa, silnik chodzi. Tyle dobrego. Złego: przednie zawieszenie działa ledwo-ledwo, tył nie ma zupełnie tłumienia, z silnika kapie z każdego połączenia. Hamulce są. Poza tym silnik sprawia wrażenie "mocnego", w kontekście przełożenia - miało się wrażenie, że możnaby ruszać z trzeciego biegu ;) Osiągów, wskutek spadającego łańcucha - nie było mi dane sprawdzić ;)