Ostatni raz te dźwięki rozlegały się ponad 22 lata temu, w październiku 2001. Trochę wzruszenie. Ale niefanatycznie...
Ostatni raz te dźwięki rozlegały się ponad 22 lata temu, w październiku 2001. Trochę wzruszenie. Ale niefanatycznie...
Włożyłem silnik w ramę. I się zaczęło;)
Odpowiedź jest beznadziejnie pragmatyczna: przy wysoko prowadzonym tłumiku, jego skrócenie usuwa kolizję z tylnym amortyzatorem a to umożliwia zamontowanie tłumika bliżej tylnego koła, dzięki czemu motocykl jest węższy. "Wgniecenie" z kolei to kolizja z dźwignią nożnego rozrusznika.
Żeby było śmieszniej, nie połączyłem kropek nawet wtedy, kiedy zlecałem wykonanie repliki tłumika: wykonawca zapytał mnie "czy ma być takie wgniecenie w połowie długości, i czy musi być tak dziwacznie ścięty". Powiedziałem, że tak ma być, ale nie zastanawiałem się ani dlaczego, ani czy to ma w ogóle sens.
W przypadku motocykla bez "kołyski" pod silnikiem, można silnik przy montażu powiesić tylko na dolnej tylnej śrubie, dzięki czemu powinno się go dać odchylić do przodu na tyle, żeby odzyskać tych kilka milimetrów brakujące do montażu filtra. Każdorazowe odkręcanie i opuszczanie silnika do wyczyszczenia filtra powietrza to niekoniecznie wzorzec funkcjonalności ;) U mnie to nie przejdzie raczej w ogóle, ze względu na konstrukcję ramy. Kołyska pod silnikiem raczej uniemożliwia opuszczenie go. Obejrzę to jeszcze, ale coś mi się wydaje, że bez gięcia filtra nic z tego. A taki miałem ładny, nowiutki, nigdy nie używany...
Króciutko.
Wyczyściłem gaźnik. Brakuje jednej śruby mocującej pokrywę komory pływakowej, ale z tym sobie poradzę. Zastanawiam się za to, czy tam nie powinno być uszczelki.
Udało mi się dojść do porządku z zapłonem, zmieścić wszystko pod pokrywą i zgrubnie ustawić zapłon. Iskrzy jak głupi. Mała rzecz, a cieszy.
Założyłem nowy wałek rozrusznika, tym razem prawidłowo napinając jego sprężynę ;)
Poskładałem też sprzęgło, przy okazji wysłałem zapasową pokrywę do przeróbki na simmering, ciekaw jestem jak wyjdzie. Być może też wjedzie do tego silnika.
Wygląda na to, że po stronie tego silnika (przypominam, to zwykły, 3 biegowy silnik "tymczasowy", robiony jednak zgodnie ze sztuką i zachowaniem najwyższych możliwych standardów) - zostało zalać olejem i można ładować w ramę.
Nooo, coraz bliżej.
Dostał blaszaną puszkę, lada dzień będę go miał z powrotem :)
Oprócz tego udało mi się:
Zrobiło mi się (chwilowo) trochę miejsca w garażu: jeden motocykl pojechał na remap wtrysku, drugi na dorobienie stelaża pod kufer, trzeci (ETZ) stoi na podnośniku bo koła pojechały do Torunia do renowacji. Dwa inne wystawiłem do innego pomieszczenia, bo i tak nic przy nich nie działam... Wszystko to kiedyś wróci, ale chwilowo w garażu mam tylko 4 sprzęty + Sarenkę, z czego jeden chyba jeszcze wystawię do pomieszczenia obok. Miejsca tyle, że można dostać lęku przestrzeni ;)
Dzięki powyższemu mogłem znów dokopać się do Sarenki i sobie na niej przysiąść. Ależ ona fajna :)
Ale ale, bo najważniejsze, że jednak coś tam powolutku, po troszeczku, się wydarzyło:
-
Uczciwie przyznaję - od ostatniego razu niewiele się ruszyło. To był dla mnie motocyklowo udany sezon, już dawno takiego nie miałem - a przecież jeszcze nie koniec - no, ale w temacie Sarenki słychać tylko jakieś delikatne szelesty ;)
- silnik nadal u Juliana, czeka na swoją kolej.
- uszczelniłem w końcu lewą pokrywę silnika, może nawet zaleję to olejem ;)
- przymiarki pokazały, że CDI będzie wymagało pewnych przeróbek. Magneto nie siada na stożku, opiera się na elementach zapłonu. Będziemy kombinować.
- muszę jednak przerobić jeszcze raz licznik - przełożyć go do metalowego kubeczka.
no i tyle.
Dopiero co pisałem, że na cuda nie ma co liczyć, a wydarzyło się coś, co w sumie pod definicję cudu podlega. Otóż, na Facebookowej grupie WSK pojawił się wpis z silnikiem. Tak, takim silnikiem. Takim, czyli silnikiem S01Z2S - takim, jaki wedle wszelkiej wiedzy powinien być w mojej Sarence, takim, z jakim wyjechała z fabryki. Potem jeszcze był drugi post, z paroma dodatkowymi szczegółami. Internet się zagotował ;)
Silnik jest bardzo dobrze zachowany, co stwarza nadzieję, że może kiedyś na jego podstawie powstaną repliki, na razie na pewno istotnie wzbogaca wiedzę. W tym wpisie skupię się na zauważonych różnicach w stosunku do silnika, który usiłuję odbudować.
Fotki dzięki uprzejmości - i za zgodą - właściciela, Jacka J., spod Kalisza.
Najpierw o samym bloku.
Jak widać na fotkach z poprzednich wpisów, motocykl powolutku zaczyna nabierać kształtów. Wprawdzie "przyrosty" same w sobie są małe, ale często odblokowują dalsze prace. I tak dojechały dorobione dla mnie przez Marcina P. (dziękuję jeszcze raz!) uchwyty lampy i półeczka pod licznik. To z kolei umożliwiło wygrzebanie przedniej lampy z kartona, w której leżała przez ostatnie 10 (albo i więcej) lat - i jej przymiarkę. Reflektor, jak nietrudno zauważyć, WFM-kowski, a zatem o ciut mniejszej średnicy niż typowa lampa od WSK z lat późniejszych.
Wspominałem też o tym, że zamówiłem kierownicę u G. Hartmanna, z poprzeczką, nominalnie przeznaczoną do Lelka. Dojechała, założyłem. Wydaje się być nieco zbyt wysoka, ale to się jeszcze będzie wyjaśniać. Ta wysokość sprawia, że będzie wygodna do jazdy na stojąco. Jeszcze nie postanowiłem:)
Kierownica i reflektor to niby drobiazgi - a motocykl wygląda dużo bardziej kompletnie a to z kolei pozytywnie wpływa mi na motywację :)
Gwoli przypomnienia - tudzież wyjaśnienia dla śledzących temat od niedawna - odbudowuję motocykl w kierunku egzemplarza ze zdjęcia poniżej:
...ale robię to pragmatycznie. To znaczy, że docelowa postać mojej sztuki uwzględnia:
W kwestii licznika - jak widzieliście we wcześniejszym wpisie, wrócił z regeneracji od Kamila, poleconego na FB. Nie sprawdzałem czy działa, ale wygląda jak nowy. Tzn. licznik, nie Kamil ;) Usługa kosztowała 250 zł, więc lepiej, żeby działał ;) Teraz muszę go zamontować w półce. Niestety, muszę lekko zmodyfikować otwór, bo z jakiegoś dziwnego powodu nie jest idealnie okrągły. Ale to się ogarnie. Gorzej będzie z linką napędu licznika, bo we wzorcowym motocyklu przechodzi ona przez obudowę reflektora, przez specjalnie w tym celu wykonane otwory, do wykonania których nie posiadam parku sprzętowego, oczywiście...
Zrobiłem sobie też bardzo zgrubną inwenturę tematów do zaadresowania w przyszłości:
Poza tym cisza. Nadal czekam na zapłon, wciąż nadal też niegotowy docelowy silnik.
Wiosna już za progiem... no, przynajmniej kalendarzowa, bo tu pod Poznaniem to za bardzo zimy nie ma. Aura jest ponura, ale jednak bardziej wczesnowiosenna niż zimowa. W związku z tym mam nadzieję, że - wraz z dalszym ocieplaniem - stopniowo będę mógł poświęcać coraz więcej i więcej czasu Sarence. To może być złudne (bo wraz z ociepleniem przychodzą też prace w ogrodzie, na pasiece, utrzymanie innych motocykli - w końcu rusza sezon itd.) ale warto pomarzyć;)
Aktualna sytuacja garażowa jest taka:
Jak pisałem wcześniej, temat licznika ruszył z miejsca, zarówno jak chodzi o sam licznik jak i jego podstawkę. Powoli do przodu.
Zdecydowałem się oddać licznik do regeneracji, po pierwsze dlatego, że nowy taki licznik kosztuje kwadratowe pieniądze, a po drugie dlatego, że nowy licznik z epoki będzie miał już 60 lat i wcale nie ma gwarancji, że będzie całkowicie sprawny. Z tej perspektywy regeneracja wydaje się być dobrym pomysłem. Licznik już się regeneruje.
Po drugie, jak również pisałem, doskwiera mi brak przekrojowej, zebranej w jednym miejscu, wiedzy o tym, jakie liczniki były stosowane w jakich modelach i rocznikach. Podejrzewam, że brak takiego zestawienia wynika z tego, że po prostu nie spędza to snu z oczu jakiejś większej grupie; wychodzę tutaj z założenia, że w większości przypadków motocykl, który trafia do remontu albo posiada oryginalny licznik, albo jest modelem na tyle popularnym, że w jego przypadku nie ma wątpliwości. Ja natomiast nie wiem jaki licznik był fabrycznie, przyjmuję zatem, że taki, jak w motocyklu nr 001, o którym kiedyś pisałem.
Podsumowanie stanu wiedzy na teraz:
Mam pewien problem.
No składam - powoooli - ten silnik S01, który ma być substytutem oryginalnego, jestem po jego lewej stronie. Składam sprzęgło, wszystko dobrze, ale popychacz z drugiej strony silnika wystaje o wiele za daleko. O dokładnie 30mm. Pewnie, że to żaden kłopot przyciąć. Ale dlaczego tak jest?
Mam tych popychaczy ładnych parę sztuk. Kilka oryginałów, kilka zamienników. Sprawdziłem w fachowej literaturze ("Sam naprawiam" i "Jeżdżę motocyklem WSK", bo takie posiadam) jaka powinna być oryginalna długość popychacza sprzęgła no i wygląda na to, że wszystko jest ok. Tzn: wedle literatury, krótki popychacz ma mieć 45mm, długi 146.5mm i między nimi kulka, nie pamiętam, bo rozmiar calowy, ale powiedzmy też około 5mm. Popychacze, które mam pasują długością do tego, co w książce, z zastrzeżeniem, że krótki ma dodatkowo "grzybek", współpracujący z samym sprzęgłem, wydłużający go do łącznie 50mm. Na drugiej fotce położyłem wszystkie popychacze jakie mam (również te od silnika 175ccm) na kartce w kratkę, co dość dobrze ilustruje różnicę w długościach.
Jak pisałem wyżej, skrócić nie kłopot, ale kurde dlaczego wychodzi, że oryginalnej długości popychacze są za długie?
Swoją drogą, ciekawostka, w jednym ze sklepów kupiłem popychacz opisany jako "wzmocniony", i w jego skład wchodzą trzy krótsze odcinki i kilka kulek między nimi. Zastanawiam się jaka jest korzyść z takiego, a nie innego, układu. Ktoś ma pomysł?
EDIT: Skróciłem długi popychacz o 10 mm, do 135mm i jest elegancko. Ale nadal nie wierzę, żeby w serii był ten problem. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to źle złożone sprzęgło, ale co u licha można tam źle złożyć, i to aż o 10 mm?
Luźniutko, tak mnie dziś naszło: jakie jest prawidłowe określenie tego, co robię z Sarenką?
Kolejny trup wypadł z szafy - tym razem podjąłem jakieś tam działania w kwestii wciąż nierozwiązanego problemu uchwytów do przedniego reflektora oraz półeczki pod licznik. Pisałem o tym wcześniej. Dla przypomnienia:
Minęło ponad 10 lat, wracam do tematu. Okazało się, że zarówno wycięte onegdaj wsporniki reflektora jak i podstawka licznika przepadły gdzieś w mrokach dziejów, podobnie jak rzeczony model z kartonu - i podobnie jak projekty w formacie .dwg - tworzyłem je kilka komputerów temu. Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się odnaleźć plik drugiej wersji podstawki licznika. Mam jeszcze jeden pomysł na odzyskanie pliku uchwytów lampy, ale jak nie wypali (to zależy, czy dawno niewidziany kolega trzyma stare maile;-) - to zostanie narysowanie od nowa.
Ale ale, działania, które podjąłem, polegają na :
- napisałem na jednej z grup FB, zrzeszającej miłośników roboty warsztatowej, z pytaniem czy ktoś by się podjął. Mam kilka odpowiedzi, jedną od Marcina, dla którego wymiarowałem półki zawieszenia. Widzę potencjał, aczkolwiek - oczywiście - jest problem z gięciem...
- byłem przekonany, że posiadam właściwy, nowy licznik (biała tarcza, 100kmh, napis "WSK"), ale po przekopaniu kartonów okazało się, że nie. Takowy licznik mam używany, kiepski wizualnie, nowy natomiast posiadam licznik do 120kmh z czarną tarczą. Dlatego podjąłem działania zmierzające do pozyskania właściwego. Szukam kogoś, kto by się zamienił 1:1, a jak nie, to prawdopodobnie zlecę regenerację tego mojego.
Przy okazji wygląda na to, że nie ma nigdzie zebranej w jednym miejscu wiedzy o tym jakie liczniki były stosowane w jakich latach i modelach. Liczników na pewno były co najmniej 3 rodzaje (niewykluczone, że o czymś nie wiem), a modeli kilkadziesiąt. Sprawy nie ułatwia kreatywność użytkowników i mechaników, skutkująca przeróbkami i wymianami, mimo to spróbuję podejść do tematu i usystematyzować nieco wiedzę.